„Przejedziesz się?” – zapytał kolega z zaprzyjaźnionego salonu motocykli Harley Davidson. Pomyślałem chwilę. „No trudno – daj, poświęcę się” Zrobię wszystko, żeby udowodnić że Harley to nie motocykl.
Test porównawczy: Harley Davidson Road King & Kawasaki ZZR1100
Zaczniemy od porównania osiągów…
Nieeee, Myślicie że naprawdę odważyłbym się porównywać te dwa motocykle? A w życiu. Co może głupszego zrobić kierowca motocykla marki Kawasaki ZZR1100 od przejechania się Harleyem? Chyba już nic.
Ale od początku. Harley Davidson. Taaak… Kiedy miałem Junaka i przerabiałem go na coś co miało przypominać HD nie śmiałbym marzyć nawet o tym, że będę miał kiedykolwiek okazję pojeździć moim marzeniem. HD to była marka, do której modliłem się co dzień. Wsiadając na Junaka wyobrażałem sobie, że jadę pięknym „czoperem” marki jedynie słusznej.
Zachwyt Harleyem przepadł. Wyrosłem z marzeń. Kupiłem „japońca”, motocykl który wcześniej był obiektem drwin i śmiechu. Szybko przekonałem się jednak, że motor jeździ, nie rozkręca się i nie trzeba non stop przy nim grzebać. Motocykl według mnie musi jeździć i skręcać. Na kierowców „czoperów” patrzę ze zdziwieniem: „jak oni tym mogą jeździć?” Podobają mi się przerobione HDki, ale posiadać coś takiego? Po co? Chyba, że jako podstawka pod telewizor.
A jednak nadszedł taki dzień, że wszystko się zmieniło. Dane było mi urealnić marzenia z lat młodości. Dosiadłem pięknego (?) Harleya Davidsona Road King. Pierwsze wrażenie po odpaleniu tego potwora: „ależ to hałasuje”. Usiadłem: „jak to kurde trzęsie, gdzie ta kierownica? czemu tak szeroko?, gdzie podnóżki? a z przodu, dlaczego tak daleko?” Jedynka, ruszam. Dam radę, dam radę, dam radę. Ok, jadę, jest dobrze. Nawet udaje mi się skręcić. Dwójka, drgania ustają – zaczynam płynnie jechać, uff. Korek. Korek? Jak w tym korku przecisnę się z tą dwumetrowej szerokości kierownicą? Dobra, nie jest tak źle, jakoś idzie…
Pierwsze wrażenia za mną. Dość traumatyczne przeżycie. Po chwili zaczynam się przyzwyczajać do dziwnej pozycji, przestaje tez ciągnąć go na obrotach do odcięcia. Sunę ulicami miasta. 60 km/h, rzadko rozpędzam się więcej. Muszę dziwnie wyglądać w kombinezonie i zamkniętym szczękowcu na Harleyu Davidsonie. Coraz bardziej mi sie podoba. Nie ma osoby, która by na mnie nie spojrzała. Zaczynam zauważać, że motocykl nawet fajnie skręca, mimo swoich 370 kg dziwnie lekko sie prowadzi. Wyjeżdżam za miasto, cieszę się widokiem przyrody, podziwiam widoki – fajne to jest. ZZR nie pozwala na takie przeżycia. Wyjeżdżam na autostradę. Rozpędzam potwora. 140 km/h i nie mogę sie opanować zaczynam się w głos śmiać. Walczę z wiatrem, który zawzięcie chce mnie zrzucić z motocykla. W myślach wyobrażam sobie trasę 500 km , nie… w życiu… Zaczynam rozumieć właścicieli tego typu motocykli czemu nie jeżdżą w długie trasy. Zwalniam do 90 km/h – ulga. Tak można jechać. Kawasaki ER-5 jest wygodniejsza w trasach i szybsza, mimo że to malutki motocykl. No ale .. coś za coś. Postanawiam wjechać z powrotem do miasta i polansować się. Zazdrosne spojrzenia przechodniów i kierowców puszek sprawiają mi [plik 2 prawa]
największa frajdę.
Po tym dniu, dniu w którym pierwszy raz usiadłem za kierownicę Harleya zacząłem troszke inaczej patrzeć na Was – kierowców HaDecji i tego rodzaju motocykli. Rozumiem co Was pociąga, co kochacie, dlaczego właśnie HD, a nie Suzuki Hayabusa, ale wiecie co… pozostanę jednak przy swoim kawasaki ZZR 1100