Nie znam się na koniach, nie umiem na nich jeździć, nie mam pojęcia jak to się dzieję, że jeździec nie spada. Koń jest wielki, ciężki, nie ma silnika, nie ma kół. Ma za to cztery nogi, które spełniają kilka funkcji. Jedną z nich jest kopanie ludzi przebywających w pobliżu. Koń jest bardzo niebezpieczny!
Na motocyklach się znam. Trochę. Nie jestem zawodowym znawcą przedmiotu, ale już ponad dwadzieścia lat dotykam różnych motocykli, raz częściej raz rzadziej, ale praktycznie bezustannie. Motocykle są fajne. Mają dwa koła, silnik, kierownice, skrzynię biegów, kilka różnych dźwigni, sprzęgło, hamulce, guziczki do światełek i inne guziczki.
Główna różnica między koniem, a motocyklem jest taka, że na motocyklu da się jechać
Honda postanowiła zrobić wszystkim jeźdźcom niespodziankę. W tym roku, siłami natury, wydała na świat konia. Tak, konia. Nie źrebię. Udało im się stworzyć konia bez etapu początkowego, kiedy ten jest źrebięciem. Co więcej! Honda Karlik kazała mi się tym koniem przejechać, a przecież ja nie jestem dżokejem!
Gdy stanąłem przed Honda Crusstourer w pierwszej chwili chciałem uciekać, potem zastanawiałem się czym mnie kopnie skoro nie ma nóg. Gdy na niego wsiadałem obawiałem się czy mnie zaraz nie zrzuci. O tym, że siedzę na koniu ostatecznie przekonał mnie brak dźwigni zmiany biegów. Jak, koń… (tfu) motocykl z automatyczną skrzynią? To skuter? Pojemność 1237 cm, moc 130 (nomen omen) koni mechanicznych.
Nic nie wskazywało, że to skuter. Motocykl jest wielki. 275 kg, a do tego środek ciężkości wypada dość wysoko. Biada tym, którzy będą musieli go podnosić z ziemi! O tym, że jest to nie lada wyczyn przekonałem się, zaraz na początku mojej krótkiej przygody z tą maszyną. Dałem się jej oszukać jak żółtodziób. Ratując spadający z kierownicy kask, w pewnym momencie motocykl mnie przeważył i mimo walki, poległem upadając na ziemię. Maszyna miała przyjemniejsze doznania, upadła na mnie. Gdy już udało mi się wydobyć i po krótkiej, acz dynamicznej walce postawiłem ją na koła, zazdrościłem w duchu dżokejom. Z tego, co zaobserwowałem, konie po upadku wstają same.
Ruszyłem. Na początek zacząłem się bawić przełącznikiem przełożeń skrzyni biegów. Skrzynia jest 6 stopniowa i ma trzy ustawienia: automat, sport-automat i sekwencja. W przypadku tej trzeciej opcji biegi zmieniamy za pomocą guziczków przy kierownicy. W położeniu „automat” Honda zachowuje się bardzo spokojnie, ciężko ją wprowadzić w galop, o cwale możemy zapomnieć.
Ustawienie sport-automat jest już bardzo przyjemne. Od swobodnego stępa do cwału motocykl przechodzi w iście rakietowym tempie. O położeniu „sekwencja” przez grzeczność dla tego motocykla się nie wypowiem. Nie przyzwyczaję się do zmiany biegów guziczkami w życiu. Już wolę udawać, że takiej opcji nie ma. Skrzynia, mimo że automat zachowuje się bardzo dobrze. Przy zmianie biegów nie ma szarpania, zgrzytów, gwałtownej zmiany obrotów.
Koń podobno stworzony jest do jazdy terenowej. Jak mówią fachowcy, dopiero tam czuje się wolny, czasem aż nadto, co kończy się zostawieniem jeźdźca na trawie. Na pierwszy rzut oka Honda Crosstourer to motocykl wyprawowy, który powinien się rewelacyjnie czuć w spokojnym terenie. Jednak ma dwie wady. Mają one nawet swoje nazwy: kontrola trakcji i ABS. Kontrola trakcji sprawia że po dodaniu gazu motocykl na piasku czy żwirze po prostu zwalnia. Po krótkiej chwili odnalazłem wyłącznik tego ustrojstwa! Zabawa zaczęła się przednia. Moment obrotowy jest potężny, co powoduje że koło non stop buksuje a motocykl jedzie bokiem. Jednak szybko przestałem się cieszyć. Wystarczyło wdusić hamulec. ABS się włączył, motocykl jechał dalej. Nie ma siły, która by zatrzymała ten motocykl na żwirowej tarce. Niestety wyłącznika ABSu producent nie przewidział, co jest, wg mnie, dziwne, biorąc pod uwagę wygląd i teoretyczne zastosowanie.
Wyjeżdżając na miasto trochę się obawiałem. Motocykl duży i ciężki, korki chyba nie będą mu służyć. Jednak okazało się inaczej. Bez dodatkowych kufrów bez problemu mieściłem się miedzy autami a wyznacznikiem pokonywania szpar bez strat były dość szeroko ustawione lusterka. Korki omijaliśmy sprawnie, widoczność, jaką posiada każdy dżokej na koniu: bardzo dobra. Na wszystko i wszystkich patrzy się z góry.
Jak to mawiali starożytni kowboje, czas na cwał. W tym celu udałem się w legalne, dobrze do tego stworzone miejsce i zabawa zaczęła się na całego. 200 km/h motocykl osiąga w moment. Szyba bardzo dobrze chroni od wiatru, więc podczas długich i męczących podróży po niemieckich autostradach można bez problemu przez dłuższy czas utrzymywać duże prędkości. Zakręca się dość dobrze, jednak żeby pokonywać szybko wąskie szykany ten motocykl jest zwyczajnie za duży. O ile w żwirze miałem mieszane uczucia, co do przydatności tego motocykla, asfalt jest zdecydowanie jego sprzymierzeńcem. Wysokie i dobre zawieszenie na pewno przyda się podczas pokonywania polskich dziur a pozycja umożliwia wielogodzinną jazdę bez zmęczenia.
Jaki jest koń, każdy widzi. Tym razem jednak Honda trochę oszukuje. Pokazuje nam konia, który lubi i asfalt i szutrowe dróżki, w praktyce się okazuje, że w te dróżki to lepiej się nie zapuszczać. Chyba, że są bardzo delikatne, a my chcemy, stępując, podziwiać okoliczności przyrody, a nie udawać się z miejsca A do B. Na pewno bardzo ciekawym rozwiązaniem jest automatyczna skrzynia biegów, niespotykana do tej pory w motocyklach. 21 wiek już jakiś czas trwa, więc na pewno czas na nowe rozwiązania. W dziedzinie motocyklizmu również. Będą tacy co nigdy się do tych zmian nie przyzwyczają, inni z kolei po jakimś czasie z jazdy automatem, nie będą chcieli, bądź umieli jeździć tradycyjnym motocyklem. Kontrola trakcji i ABS przy takiej mocy motocykla to na pewno przydatne gadżety, jednak brak wyłącznika ABS to duża wada. Niestety, tak to już jest, że ostatnimi czasy władcy tego świata chcą myśleć za nas.
W skali 1-10, motocykl otrzymuje ode mnie mocne 8 punktów.
A co z tym koniem, o którym pisałem na początku? Nie wiem, nie znam się na koniach.