Nielegalne, nieoficjalne, niezamierzone, niesklasyfikowane wyścigi BMW i Yamahy, czyli opowieść nieobiektywna o mojej miłości do repliki.
Stoi. Pięknie się błyszczy w słoneczku. Jej śliczne biało-niebieskie malowanie i agresywny, sportowy wygląd przypomina każdemu, kto na nią spojrzy, że ONA – Replika, jest w stanie wygrać z każdym przeciwnikiem. Stoi dumnie i czeka na tego, kto będzie potrafił ją ujarzmić. Na wybranka, który ją dosiądzie i razem zostawią w tyle cały świat.
Podchodzę do niej, dotykam, jest piękna. To nie ulega wątpliwości. Za chwilę będzie moja. Ubierając skóry zerkam na jej przeciwnika. Yamaha TDM stoi jakaś taka cicha, spokojna, zdaje sobie sprawę, że tytuł Miss World przyznano Replice, a jej pozostaje jedynie cieszyć się, że mogła brać udział w tych wyborach.
Odpalamy nasze wybranki. Chodzą cicho, spokojnie, bardzo podobnie. Jednak Replika niebezpiecznie przechyla się to w lewo to w prawo. Typowe objawy silnika typu boxer. Boje się odejść, mam wrażenie, że jak już ją odpaliłem, to nie pozwala mi oddalać się od siebie, dalej niż zasięg moich rąk. Jest jak widać bardzo zaborcza. Jak już kogoś wybrała na swojego jeźdźca nie pozwoli mu odejść. Siadam na niej i tu następuje moje pierwsze zdziwienie (jedno z wielu, jak się później okaże) Zawsze mi się wydawało, że pozycja sportowa, to troszkę inna pozycja niż ta, którą raczyła mnie przyjąć Replika. Nogi ugięte, ale nie za bardzo. Kierownica dość blisko, mogę bez problemu nazwać tą pozycje turystyczną, tylko szybka bardzo, bardzo nisko. Żeby się za nią schować musiałbym wręcz położyć się całkiem, na baku. Replika chyba wie, że ta pozycja turystyczna z lekkim zacięciem sportowym to moja ulubiona, lecz zupełnie nie przystoi maszynie o tak piekielnie sportowym wyglądzie.
Ruszamy. Aby dostać się na trasę, gdzie będzie można trochę poszaleć, musimy opuścić miasto. TDM z przodu. Wraz z Repliką postanawiamy, że tak brzydki i wolny motocykl puścimy przodem. Jednak już po paru metrach TDM ucieka nam ostro lawirując między autami. Kierowca TDM lepszy? Większy ryzykant? Czy może Replika ze swoimi wystającymi z boku cylindrami średnio nadaje się na szaleńczy slalom po mieście? Trudno odpowiedzieć mi na te pytania. Nie dopuszczam myśli, że ja nie daje rady, winę zwalam na Replikę. W związkach jest to raczej częsta praktyka. To Ona jest winna, jakaś taka za ciężka, przydałoby się parę kilo zrzucić, do tego okazuje się, że jej przyspieszenia są raczej dość mizerne. Gonie TDM jak tylko mogę, chwilami zapominam się, że Replika nie lubi wysokich obrotów i wskazówka obrotomierza wędruje zbyt daleko w czerwone pole, co objawia się chwilową niewydolnością mojej partnerki. Wraz ze zbliżaniem się do granic miasta, ruch na drodze maleje a tym samym już coraz częściej siedzimy na ogonie Yamahy.
Wyjeżdżamy poza miasto, już jest spokojniej, mniej samochodów, mniej nerwowo. Auta z łatwością połykamy, prędkość 140, 150, 160 km/h i co? Replika chce wyraźnie więcej. Mimo że owiewka wydaje się zbyt nisko, nie jest najgorzej. Motocykl bardzo dobrze trzyma się drogi. Silnik pracuje równo i łagodnie. Gdy jesteśmy zmuszeni do nagłego hamowania nie potrzeba zmieniać biegów. Przy 50 km/h na 5 tym biegu da się jechać. Zapominam, że Replika to podobno sportowa maszyna. Zachowuje się jak typowy turysta. Jedynie, co musiałem zrobić, to przyzwyczaić się do szarpnięć przy zmianie biegów: cóż – silnik boxer. Typowa wada/zaleta tychże silników. TDM przed nami. Bez trudu trzymamy się jego ogona. Więcej, obydwoje z Repliką uważamy, że jedzie zbyt wolno. Czasami chcąc pobawić się troszkę bez świadków, zostawiamy tych dwoje z przodu. Zwalniamy. A gdy są już daleko możemy zatańczyć ostrzej, pobawić się prędkością, 190, 200, 210 km/h. Replika daje radę. Jednak znowu daje znać jej turystyczny charakter, więcej niż 220 km/h jest ciężko. Mam coraz większe wrażenie, że pod tą powłoką zgrabnej wyczynowej sportsmenki kryje się doświadczony turysta, dla którego przejechanie setek kilometrów nie jest problem. Setek? Czy ja powiedziałem setek? Patrzę ciężko zdziwiony w zapalone właśnie w tym momencie światełko rezerwy. Paliwo się kończy? Przecież dopiero, co tankowaliśmy. Zrównujemy się z TDM i dajemy znać naszym rywalom że czas na przerwę. Przejechaliśmy około 170 km, okazało się, że turystyczny TDM ma dokładnie takie samo zapotrzebowanie na paliwo. Nie jest źle – myślę sobie patrząc na odpoczywającą Replikę. Wygrywamy. Wszyscy zaspokajamy swoje pragnienie. Kierowcy popijają kawę, maszyny zaopatrują się w benzynę. Czas ruszać dalej.
Ruszamy ostro, TDM jak zwykle na przedzie. Wjeżdżamy do jakiegoś miasta, szeroka dwupasmówka i nagle przeżywamy szok. Zaczynamy skakać jak zające, zamiast jechać. Patrzę na asfalt przypominający szachownice i już wszystko staje się jasne. Te białe pola to stary asfalt te czarne to nowo nałożony, co z tego, że kilka centymetrów wyżej. Polska rzeczywistość. Moja maszyna nie daje rady. Zwalniam. TDM oddala się coraz bardziej, widać, że jego zawieszenie jest zupełnie inne niż mojej wybranki. 100 km/h, 80 , 60… 50… no .. można jakoś jechać. Trzęsie niemiłosiernie. Mam wrażenie, że moje wnętrzności nie wytrzymają. Replika pokazała swój sportowy charakter, a raczej drugą po wyglądzie rzecz, która pozwala na nazywanie Repliki sportowym motocyklem: bardzo twardo zestrojone zawieszenie.
Na zakrętach nie ma nic bardziej przyjemnego, niż tak zestrojone zawieszenie. Jednak przy takich dziurach i koleinach przestaje to być zabawne, a zaczyna się walka. Biedna wymęczona moja partnerka z ulgą powitała płaski asfalt. Doganiamy TDM, co przychodzi nam z łatwością. Wyraźnie ucieszona tym faktem Replika znów zabiera mnie w krainę wiecznej zabawy. Świat szybko ucieka nam po bokach, kolejne mijane samochody z zazdrością patrzą na jej smukłe ciało, które bez trudu pokonuje kolejne zakręty. Znowu się bawimy prędkością. Gdy trzeba zwolnić moja wybranka robi to błyskawicznie. Charakterystyczna cecha motocykli sportowych, (za którą próbuje uchodzić Replika), brak ABS–ów, wcale jej nie przeszkadza w ostrym hamowaniu. Jest zwrotna. Okazuje się, że przy ostrej jeździe poza miastem, znika to niemiłe uczucie ociężałości, które tak bardzo przeszkadzało mi w mieście. Zabawa trwa.
Powoli zbliżamy się do mety naszego szaleńczego wyścigu. Niestety, jak wszystko, co miłe, nasze szaleństwo musi się też skończyć. O dziwo, ani ja, ani Ona, nie czujemy się zmęczeni, mimo że ładny kawałek drogi jest już za nami. Dojeżdżamy. Wita nas grono znajomych maszyn i ich jeźdźców. Wiele z tych osób przychodzi obejrzeć tą wspaniałą sportową sylwetkę. Nie domyślają się jednak, że ta sylwetka to tylko przykrywka. Że Replika kryje pod nią wspaniały turystyczny charakter. A co z TDM się spytacie. Ano nic… Dojechała też, przysparzając pewnie niesamowitych wrażeń swojemu właścicielowi. Nawet nie zdaje sprawy, jak bardzo podobna jest w środku do swojej sportowej rywalki.