Luxtorpeda. Zespół, który od trzech lat konsekwentnie wspina się po szczeblach kariery i równie konsekwentnie nie realizuje żadnych planów marketingowych żeby to osiągnąć. Fenomen ten będę próbował wyjaśnić w rozmowie z Drężmakiem i Kmietą
Cześć. To jest wywiad gdzie jest jeden, tzw. pan redaktor i dwóch gości. Razem to już trzech. Trzech to już tłok. Ustalamy jakieś zasady? Jak jest nas tak dużo to mogą się pojawić jakieś kłótnie, przekrzykiwanie, ekscesy…
Kmieta: Zasady zawsze trzeba jakieś ustalić ale możemy już w zasadzie przejść do momentu kiedy, te zasady zostały ustalone, więc zaczynaj. (dzwoni telefon Kmiety)
Drężmak: Zasada numer jeden, wyłączamy telefony. (chwila przerwy, Kmieta rozmawia przez telefon)
Kmieta: Zasady są oczywiste, nie trzeba ich tłumaczyć.
Zacznę sztampowo i nudnie. Przedstawcie się. Ja wiem, że to jest prawie niemożliwe, ale może wśród naszych „czytaczy” są ludzie którzy Was nie znają.
D: To jest mój kolega Krzysztof Kmiecik z Wierzyc.
K: Krzysztof Kmiecik z Wierzyc, gram na gitarze basowej w zespole Luxtorpeda.
D: Ja się nazywam Robert Drężek, mówią na mnie Drężmak, gram na gitarze elektrycznej, w zespołach Luxtorpeda, Arka Noego, 2TM2,3, Zespół W Składzie.
Jesteśmy w Małym Studio w Puszczykowie. Jesteście po próbie przed jutrzejszym koncertem. Udała się?
D: Tak, było bardzo fajnie. Przypomnieliśmy sobie piosenki które jutro zagramy w stolicy.
K: (Kmieta zwraca się do Drężmaka) W Warszawie. Nie w Krakowie.
D: Noo… w tej nowszej stolicy. Nie w tej co koło Ciebie. Nie w Gnieźnie, tylko w Warszawie.
Sprawia Wam trudność opanowanie nowych kawałków ?
D: Nie, nie sprawia.
K: Na tym etapie już nie. Dzisiaj próba jest przypomnieniem, zagraniem kawałków które już znamy. D: Dokładnie, to są rzeczy które już graliśmy. Praktycznie od jesieni gramy na koncertach kawałki z nowej płyty. K: Ale sięgając pamięcią do momentu kiedy byliśmy na etapie nagrywania, różnie z tym bywało. Weźmy np. JUZUTNUKU. W Małym Studio nagraliśmy demo, w Custom34 nagraliśmy go w identycznej wersji. W momencie nagrywania gitar, Robert (Lica) dołożył do tego kawałka nową cześć. Dowiedziałem się o tym praktycznie w momencie jak dogrywałem ścieżkę basową. Okazało się, że ten riff sprawia mi cholerną trudność. Nie mogłem tego złapać. Riffy można podzielić na dwie grupy. Jedne po chwili łapiesz, siedzą w sercu, grają same. Drugie trzeba zrozumieć, oswoić się z nimi. Dopiero po przejściu tego etapu można je ze swobodą i całkowitą pewnością zagrać.
D: Trudniej chyba będzie jak przed jesienną trasą będziemy starali przypomnieć sobie wszystkie numery z płyty. Jest kilka które gramy już od jakiegoś czasu, Pusta Studnia, Nieznajomy Nieobecny, są z nami obecne od jesieni, ale jak kolejne kawałki będą wchodziły do set listy koncertowej, to pewnie będzie trzeba chwilkę nad nimi przysiąść, przypomnieć sobie, może troszkę zmienić wersję na bardziej koncertową. Jak sam wiesz wersję koncertowe różnią się troszkę od wersji płytowych.
Dobrze pamiętam po Robakach na „tajnym koncercie” w Puszczykowie wykonanie Tajnych Znaków. Było, że tak powiem, wesoło. Widać było, że ktoś, gdzieś jeszcze się uczy, dociera.
D: Tak, uczyliśmy się, ale to jest fajne. To docieranie się to fajny etap.
Co robiliście przed Luxtorpedą?
D: Co robiliśmy przed Luxtorpedą … (?)
K: (do Drężmaka) To powiedz może o sobie jak nie wiesz. Co Ty robiłeś.
D: Aaaaa, o sobie mam mówić! Ok. Jeśli chodzi o granie, to głównie Arka Noego. Sporo wtedy graliśmy, sporo było zawirowań. Był też 2TM2,3. Nie tylko w nim grałem, troszkę też „menadżerowałem” Pamiętam, jak w tym studio zaczęliśmy tworzyć pierwsze kawałki Luxtorpedy. Nikt nie wiedział co to będzie. Może czadowe kawałki 2TM2,3 ? może zupełnie coś innego. Raz w roku spotykaliśmy się z Krzysiem (Kmietą) i graliśmy kolędy w Zespole W Składzie. Zresztą z Zespołem W Składzie gramy do dziś. Zawsze raz do roku. Co poza tym… chyba nie pamiętam. Miałem więcej czasu. Kojarzę moment napięcia w domu związanego z moimi wyjazdami. Moja żona dobrze wiedziała że wychodzi za mąż za osobę grającą, za osobę która będzie ciągle wyjeżdżała. Mimo tego powiedziała mi kiedyś, że do końca życia się z tym nie pogodzi. Początek Luxtorpedy to nasilanie się napięć z tym związanych. To chyba był najtrudniejszy moment naszego małżeństwa. Na początku Luxtorpedy naprawdę zaczęło mnie bardzo dużo w domu nie być. Przyjeżdżałem do Puszczykowa na próby, robić utwory. Chłopaki wracali do domu na noc, mogli dzieci do przedszkola odprowadzać, widywali się z żonami. Ja nie. Jak już przyjeżdżałem to tkwiłem tutaj długo i non stop. Tutaj, czyli w tym bardzo sympatycznym miejscu.
K: Przed Luxtorpedą grałem w Armii, a między próbami i koncertami siedziałem sobie na kampingu na działce i budowałem chatę. W dosłownym słowa tego znaczeniu. Pracowałem mocno nad tym żeby się przeprowadzić. Mieszkałem wtedy w Krotoszynie, a budowałem dom w Wierzycach. Wierzyce to jest taka miejscowość obok której zbudowali Gniezno. Teraz już tam mieszkam i stąd mam taką łatwość przemieszczania się z domu do Puszczykowa na próby.
Pytanie zadawane setki razy: jak to było z początkami Luxtorpedy?
D: Bardzo fajnie, pamiętam ten moment cały czas, zapadło mi to w głowie jak stop klatka. Siedzieliśmy w czwórkę na tarasie w Puszczykowie. Krzyżyk, Kmieta , Lica i Ja. Dokładnie pamiętam te twarze i moment gdy ustaliliśmy: startujemy z czymś, nie wiemy co to jest, nie wiemy czy ktokolwiek będzie tym zainteresowany, nie wiemy co z tego wyjdzie, nie wiemy w którą stronę iść, nie wiemy co będziemy grać, co więcej, nie wiemy co chcemy grać. Po prostu chcemy grać. Chcemy grać razem, coś razem zrobić i mamy nadzieję, że będzie dobre. Tak było. Może Lica miał już więcej jakiś planów o których nie chciał na głos mówić. Tego nie wiem, bo to wszystko jakby wyszło z jego inicjatywy …
K: Robert (Lica) zawsze ma dużo planów i potem one gdzieś w czasie, prędzej czy później się pojawiają. Dziś przy próbie takie myśli mnie naszły, że to co się dzieje to jest wręcz nierealne. Spotykamy się, przegrywamy materiał z trzeciej, drugiej i pierwszej płyty, i to wszystko łączy się w jakąś całość. W momencie jak zaczynaliśmy nigdy bym nie przypuszczał że nagramy trzy płyty, że będziemy grać utwory które, bardzo lubię grać. Nie spodziewałem się tego, że tak to się potoczy. Dziś rozmawialiśmy o tym, jak to niektórzy myślą że mamy precyzyjnie opracowany plan marketingowy, a to co się dzieje to jest jakiś palec boży. Jakaś boża ingerencja w to, że podejmujemy takie a nie inne decyzje, które potem mają wpływ na to, że dzieje się tak a nie inaczej. Mało jest w Luxtorpedzie rzeczy których jesteśmy całkowicie reżyserami. To wszystko dzieje się jakby trochę poza nami.
D: To fakt. Ktoś nas wrzucił w jakiś film, serial pt Luxtorpeda. Często mam wrażenie, że obserwuje to wszystko jakby z boku, okiem osoby z zewnątrz. Ja gram w sumie 20 lat. Takie poważniejsze granie to chyba okolice 1995 roku i na pewno nie sądziłem nigdy, że po czterdziestce będę grał w zespole który nagle się pojawi, tyle namiesza, tyle będzie się z nim działo i to dobrych rzeczy. Od samego początku Luxtorpedy mam wrażenie, że obserwuje to jak jakąś bajkę która się dzieje obok i jest niesamowita i ciekawe co będzie dalej.
Lica jest szefem ?
K: Niewątpliwie. D: Bez dwóch zdań, jest inicjatorem. On nas wymyślił, on nas zaprosił, on gdzieś tam ma swoją wizję która tworzy się w jego głowie, a my mu pomagamy ją realizować. On jest lokomotywą a my jesteśmy cztery wagoniki. K: On niewątpliwie jest lokomotywą, ale my jesteśmy takimi małymi wagonikami z węglem (śmiech)
D: Jest szefem wielopłaszczyznowym. Jest szefem cholernie twórczym, bardzo wrażliwym, zarówno na każdego z nas jak i na tych co nas słuchają. Z drugiej strony jest bardzo nerwowy, czego bardzo często sam żałuje, i widać że się z tym bardzo zmaga. Potrafi być trudny, szczególnie w stresujących momentach, a takich nam nie brakuje. Jednak jak jest jakiś konflikt to wychodzimy za próg, przybijamy piątkę, robimy „niedźwiadka” i jest po sprawie. Ktoś taki w zespole jest bardzo dużym skarbem, jest siłą napędową. Ma to jednak też swoje koszty. Robert (Lica) ma charakter osoby która dowodzi, no i jak zdarzy się, że ktoś ma inne zdanie … ale, że my mamy zawsze takie zdanie jak Robert to nie ma żadnego problemu 🙂
K: Jeśli mówimy, że jest szefem, to jest szefem który daje wiele możliwości. Daje te możliwości bo jesteśmy zespołem. Razem coś tworzymy. On jest szefem, on ma wizję, on tą wizję chce zrealizować przy współpracy takich a nie innych ludzi, ale każdemu z nas daje wolną rękę. Jest szefem który stara się nie zgasić w każdym z nas, tego co jest najlepsze. To w zespole jest bardzo trudne. Każdy kto ma swoją wizję chciałby ją przeforsować , jak to się ładnie mówi: „po trupach”. Lica (tak przynajmniej ja uważam) wie, że to nie jest dobre. Realizuje swoją wizję nie gasząc naszej inwencji twórczej. Ta siła polega na tym, że on dokładnie wie co chce osiągnąć, ale potrafi to zrobić w taki sposób, że każdy z nas daje siebie na 100%, każdy z nas wkłada w wizję Roberta, 100 % swojego serca.
D: W oparciu o to, powstała myśl żebyśmy na scenie stali w jednej linii. To symbol tego, że w Luxtorpedzie nie ma lepszego czy gorszego. Każdy z naszej piątki jest tak samo ważny. Macie czas na życie prywatne? Na życie poza Luxtorpedą ? D: Ja mam sporo.
K: Trzeba umieć sobie ten czas znaleźć . Jak wracam do domu to jestem w stanie odciąć się w 100% od zespołu. Nie myśleć o Luxtorpedzie. Nie chce całkowicie poświęcać się zespołowi i to nie dlatego, że mam to w nosie, nie. Bardzo mnie interesuje los zespołu, to co się w nim dzieje. Nie chcę po prostu, aby moja rodzina stała się mniej ważna od tego co robię. Na próbie czy koncercie jestem w 100% w zespole, staram się nie myśleć o problemach związanych z domem, ale jak wracam chce być w 100% w domu. Nie chcę być bez przerwy podłączony w „LuxKanał” i bez przerwy brać czynny udział w tym co się wokół Luxtorpedy dzieje. Robertowi (Licy) trudno się wyłączyć. Jemu by się przydał taki reset. Takie wyrzucenie śmieci i myślenie tylko i wyłącznie o najbliższych, o domu.
Jak wygląda Wasze życie poza Luxami ? Dom, dzieci, zakupy w sklepie ?
K: Nooo, tak. Ja mam swoje obowiązki w domu. Co prawda, nie potrafię ich wszystkich ogarnąć tak jakby żona tego chciała. Normalnie: do sklepu się jeździ po zakupy, dzieci się zawozi do szkoły, odbiera z tej szkoły. Generalnie jest tak: jak jestem w domu to staram się maksymalnie jak najwięcej zrobić, wykonać tych obowiązków które należą tylko i wyłącznie do spraw domowych. Czyli jeżeli jest coś zepsute, to to naprawiam, jeżeli trzeba z dziećmi wyjechać na rowery do lasu, to wyjeżdżam. Ten czas musi być maksymalnie wykorzystany. Chociaż, nie ukrywam, że zdarza mi się zapomnieć. Gdy podczas wycieczki rowerowej z dziećmi ktoś zadzwoni w sprawie zespołu, to już myśli zaczynają mi się obracać gdzieś nie w tym temacie w którym powinny. Tak do końca to odciąć się od myślenia o Zespole i wszystkim tym co jest z nim związane się nie da.
D: Ja wrócę do tego co Krzychu (Kmieta) mówił o zupełnym odcięciu. Ja mam tak, że jak wyjeżdżam do Szczecina to trochę gdzieś tam poprzez Internet, Facebook, tkwię w Luxtorpedzie na odległość. Ale w sytuacjach jak już przesadzam, żona daje mi bardzo jasne sygnały; „Jak wyjeżdżasz do pracy i Cię nie ma, to nie, że Cię nie ma 8 godzin i wracasz. Nie ma Cię dzień, noc, następny dzień, noc, nie ma Cię wcale, nie widzimy Cię z córką, nie istniejesz. Więc jak wracasz to wracaj i bądź z nami tak, żebyś był” Uczę się tego cały czas. (dzwoni telefon Kmiety) …Cały czas się uczę żeby być bliżej rodziny. W marcu 14 lat małżeństwa nam minęło a ja dopiero teraz postanowiłem mieć taki swój obowiązek. Jak jestem w domu żeby ten obowiązek należał tylko i wyłącznie do mnie. Zmywanie naczyń. Coś czego nie robiłem nigdy. Będąc często w trasie, gdzie masz hotele, gdzie za Ciebie ktoś posprząta, ktoś Ci poda, nie masz nawet takiej możliwości. To jest bardzo wygodny i fajny sposób życia ale widzę, że ten sposób życia próbuję przenosić na warunki domowe, a to już nie jest to dobre. Jak jestem w domu to praktycznie nie pracuję, inaczej niż moja żona. Ona pracuje w filharmonii, szkole, zajmuje się córkę i jeszcze ma mi podłożyć pod nos jedzenie, jeszcze pozmywać za mnie. Więc staram się bardziej zająć się domem. Z córką, mimo że ma już 8 lat, wieczorem zawsze mamy taki rytuał. Czytamy przed snem. Ona uwielbia słuchać, ale też sama sporo czyta. Jak jestem w domu, czytam jej, modlę się z nią i kładę spać. Nie chciałbym być „nieznajomym nieobecnym” a przy tego typu pracy jest dość proste nim się stać.
Jesteście zespołem znanym, a nie ma Was w ogóle w tzw. kolorowej prasie. W waszym przypadku nie ma pożywki, zero alkoholu, narkotyków, zdrad, rozwodów, jak to się dzieje ?
K: Nie potrzebujemy takich sensacji.
D: Alkoholu nie ma ? Nie no… czasem lubimy sobie dziubnąć. (śmiech) K: Te gazety o których mówisz, to jest młyn na wodę dla takich, którzy po prostu nie mają pomysłu na to żeby zaistnieć. Chcą zaistnieć poprzez skandaliki.
D: Dla takich ludzi którzy chcą, żeby o nich mówiono. My sami bardzo dużo mamy do powiedzenia. Nie mamy potrzeby żeby o nas mówiono bardziej. Wolimy, żeby nas ludzie słuchali. Słuchali tego co ma Luxtorpeda do powiedzenia. Myślę, że pisma te są dla osób które chcą poprzez nie zaistnieć.
K: To jest pewnego rodzaj sposób na popularność, na spowodowanie zainteresowania. „Patrz to jest ten który pojawia się w takich gazetkach” – to jest bez sensu.
D: Chociaż ostatnio byliśmy na okładach w dwóch gazetach. Bardzo tego chcieliśmy. Z racji ukazania się nowej płyty.
K: Właśnie! I to kolorowe gazety przecież!
D: Oczywiście i to jeszcze okładka!. W takich momentach chcemy żeby świat się dowiedział że mamy coś nowego, coś stworzyliśmy. Chcemy żeby świat się dowiedział że jest trzecia płyta Luxtorpedy. Ku naszej wielkiej radości wywiady w Metal Hammer i Teraz Rock idealnie się zbiegły z wydaniem nowej płyty.
K: (do Drężmaka) Słuchaj, ale mogli by, nie? Jeden skandal by mieli, jak wtedy zrobili by nam zdjęcia, nie? Jakby mnie wyhaczyli wtedy na tym żwirze.
D: (śmiech) oj tak, i był alkohol, i … no… A czasami tam mamy takie swoje małe te…
K: To nie jest tajemnica po prostu …
D: Kmieta za dużo dziubnął. K: Byłem tak szczęśliwy że za dużo dziubnąłem i skończyłem na parkingowym żwirze. D: Próbowaliśmy Kmietę otrzeźwić po tym jak upadł nam na ziemię. To była zima, mróz, Katowice, a my chcieliśmy go otrzeźwić ściągając z niego odzież. Cały parking był pokryty żwirem, więc braliśmy takie zimne kamyczki (przy -10 stopniach) i całego go nimi obłożyliśmy. Ale Kmieta to twardy człowiek, był w ogóle nieugięty, ani nie drgnął. Myśleliśmy, że wstanie z krzykiem a tu luz. Nic. I tak do pokoju go zaniesiono.
W tym żwirze ?
D: Nie, no… żwir odsypano.
K: To było straszne doświadczenie, zwłaszcza na drugi dzień.
D: (do Kmiety) Pamiętam jak wracaliśmy a Ty umierałeś, miałeś karę od razu.
K:W przypadku nadużycia alkoholu Kara przychodzi natychmiast.
D: Picie jest piękne, bo kara przychodzi od razu.
Jakie mieliście cele jak byliście nastolatkami ? 15-17 lat. Co chcieliście w życiu robić ?
D: Ja chciałem grać, zawsze o tym marzyłem. I to jest niesamowite, bo jak obserwuję historię mojego życia i tych wszystkich zespołów, które się wydarzyły po drodze, to jest to niesamowity cud w moim życiu. Jako taki 15latek modliłem się o to. Pamiętam dokładnie dzień kiedy byłem w kościele sam, nie było nikogo, a ja tak bardzo blisko pod tabernakulum podszedłem i porozmawiałem sobie z Tatą. Mówiłem mu, że mam takie marzenie i mam pragnienie. To jest niesamowite, bo dziś mam już 44 lata, więc od tamtej pory minęło prawie 30 lat, a ja widzę że to marzenie konsekwentnie jest spełniane, mimo przeróżnych zawiłości, zawirowań.
K: Ja dokładnie tak samo. Od dziecka miałem pragnienie grać. Ja od przedszkola o tym marzyłem. Z okazji balików karnawałowych do przedszkola przyjeżdżał zespół z jednostki wojskowej, i oni na żywo grali dla nas, dla dzieci. Pamiętam, że siadałem wtedy, obserwowałem jak grają i już wiedziałem co chcę robić w życiu. Najpierw są marzenia dziecka, potem dążenie do tego. Pierwsze kroki z gitarą, pierwsze lekcję nauki gry, potem już grając rozwijasz się w różnych zespołach. Temat rzeka. I nagle spotykasz się z szarą rzeczywistością, która sprowadza człowieka na ziemie. Szara rzeczywistość, która powoduje, że trzeba podejmować decyzje. I właśnie wtedy marzenia są weryfikowane z rzeczywistością. Podsumowując, mam podobne doświadczenie jak Robert (Drężmak) Marzenia się spełniają. Nie jest to tylko i wyłącznie wykalkulowany proces dążenia do czegoś. Tak się nie da. Nie raz człowiek się spala tylko po to żeby odnieść sukces i traci przy tym swoje życie. Zatraca je. A to, że my gramy, że robimy to co lubimy, to przerasta wszelkie kalkulacje. Tego się nie da wyreżyserować. To były nasze marzenia i one się spełniły. Wiem o tym, że to nie do końca nasza zasługa, że nie wypracowaliśmy sobie tego.
D: Ty (do Kmiety) a wiesz kto jest osobą z którą w największej ilości zespołów z życiu grałeś ?
K: No wiem, Robert Drężek.
D: A moją jest Krzychu Kmiecik. Tak teraz jak mówisz sobie liczyłem. Razem gramy w 2TM2,3, to jest jeden, razem graliśmy w zespole Adonai, to jest dwa, razem gramy w Arce Noego, to jest trzy, razem graliśmy w Armii, to jest cztery, razem gramy w Zespole W Składzie, tym naszym kolędowym, to jest pięć, coś pominąłem? Zbylaki? Razem graliśmy przez parę lat w zespole Zbylaki to sześć. Razem graliśmy też w solowym projekcie Budzego to siedem. No i teraz Luxtorpeda – osiem, szok. Tyle kapel będzie, razem z Kmietą. Niesamowite to jest. Gdzie tam ja, chłopak ze Szczecina i on, z jakiegoś tam Krotoszyna.
K: Marzenia, marzenia. Jak już sobie zamarzyłem że chcę grać to potem cokolwiek robiłem było nieważne. Nauka, szkoła, to było nic bo ja i tak będę grał. Nikt mi tego nie gwarantował, wręcz przeciwnie. Młody szczyl sobie wymyślił że będzie grał, i teraz nie będzie się uczył. Każdy dorosły to by powiedział „weź ty się puknij w głowę, najpierw zdobądź konkretne wykształcenie, dyplomy” Ja to totalnie olałem.
D: No ja miałem takie wojny w rodzinie. Dokładnie… (drzwi się otwierają, wchodzi Lica)
L: Jeden moment. (do Drężmaka) Jak chcesz wypróbować tą paczkę jak ona gra, to ona też troszkę inaczej gra niż ta Custom Audio, ale wypróbuj jak głośniki chodzą, i bardzo ważna rzecz, ja nie wiedziałem o tym, na 4 omy trzeba piec przełączyć jak do niej podłączasz.
D: A ja gram na… ?
L: Osiem
D: To muszę w inne gniazdko wsadzić.
L: Wtedy dajesz na prawe, od prawej strony, będziesz widział, mono, 4 omy, tam się wkłada.
D: Nie nooo, wyrwał mnie, bo co ja chciałem…
K: Przyszedł i jak my teraz mamy mówić o nim, nie?
D: Nie nooo, fajny jest Robert , bardzo fajny, jedziesz gdzieś? Czemu idziesz już nareszcie, zostań jeszcze nie daj Boże.
L: Właśnie napisałem na forum, że to co się dzieje to duża zasługa ludzi pracujących w cieniu. Np. Marta. Tak naprawdę ona siedzi i robi nam promocję. My to jesteśmy debile jeśli chodzi o takie rzeczy. A druga rzecz, to tak jak sobie dzisiaj pograliśmy, to, wiecie, ta cała płyta, okładka, wszystko jest fajne, ale kurde, jak się gra… to jest TO! (dzwoni telefon Licy, Lica wychodzi)
D: On mnie wyrwał, a chciałem powiedzieć, że co człowiek za młodu sobie wymarzył to ma. Ja też miałem bardzo pod górkę. Byłem tępiony przez rodzinę za wybór gitary. Miałem bardzo poważne rozmowy na temat mojej przyszłości, że szkoła, że musisz zawód zdobyć przecież, że pieniądze. Za moje pieniądze które gdzieś tam zarobiłem w klubie studenckim „Bratniak” kupiłem pierwszą gitarę elektryczną, wymarzoną oryginalną analogową płytę Jeff Beck’a za grubą kasę , która była dla mnie czymś niesamowitym, to spowodowało tylko poważne wykłady na temat nieumiejętności wydawania pieniędzy. I tak było cały czas. Cały czas w rodzinie byłem tępiony za moje marzenia. Jedynie koledzy byli moim motywatorem. Bardzo mnie wspierali. Rodzina zobaczyła, że to poważniejsze zajęcie niż im się wydawało jak zacząłem pieniądze z tego mojego grania przynosić do domu. Wtedy zupełnie się ich myślenie zmieniło. W rodzinie nie miałem nikogo grającego, więc nie wiedzieli że tak można. Myśleli, że to granie to wymysł totalnie nieodpowiedzialnego małolata.
K: Ja nie miałem problemów. Nikt mnie nie ścigał za to, że gram. Miałem dobrych rodziców. Mama cieszyła się że gram, że mam jakieś zainteresowania. To ona kupiła mi pierwszą gitarę. Przez jakiś dom wysyłkowy. Pamiętam, że to takie dziwne było, z katalogu się zamawiało wypełniając jakąś kartkę z zamówieniem. Jak ta gitara (akustyczna) trafiła w końcu do mnie to rozczarowanie było na całej linii. Myślałem że jak ją chwycę to od razu będę grał (śmiech Drężmaka) Ta gitara potem w kącie leżała 4 lata. Moja siostra się w końcu ją zainteresowała. Siostra była po jakimś ognisku muzycznym, grała na pianinie (do dzisiaj zresztą gra) i chwyciła pewnego dnia tą gitarę, powiedziała że coś z nią trzeba zrobić, nastroiła ją (ja nie miałem o tym pojęcia) i zaczęła chwyty rozpracowywać. Dopiero wtedy zobaczyłem że na gitarze można grać. Poprosiłem ją żeby nauczyła mnie grać i nauczyła. Tak naprawdę to siostra była osobą która nauczyła mnie grać na gitarze.
D: (do Kmiety) Ty, stary, to mnie też moja siostra. Ja kupiłem gitarę za kasę z pierwszej komunii świętej. To były takie czasy, że raz w tygodniu przychodziły dwa egzemplarze Defila do centrali muzycznej, kolejka się długa ustawiała i trwało to przez rok. Co tydzień ustawialiśmy się z mamą w kolejkę i dopiero po roku czasu udało się kupić beznadziejnego Defila. Odstawiłem go na parę lat. Moja siostra, Agata, zaczęła uczestniczyć w czymś takim, co się nazywa Oaza. Z tej Oazy zaczęła przynosić jakiś śpiewnik, akordy, piosenki. Bardzo mi się to podobało, więc zaczęła mnie uczyć tych piosenek oazowych. I pierwsze akordy to ona mi pokazywała. Czyli wychodzi na to że, tak jak Krzychu (Kmieta) przez siostrę się nauczyłem grać.
Muszę moją siostrę chyba opieprzyć, że nie gram. Pamiętam te czasy. Dwie gitary pamiętam w sklepie muzycznym; Kosmos i bas Luna. Miałem takiego basa.
D: Tak, Luna to był taki kibel, taka decha od kibla.
Zostawmy na chwilę wasze wspomnienia, wracamy do teraźniejszości. Niedawno ukazała się Wasza nowa płyta. Tytuł jej jest trudny do zapamiętania. Chwilę przed premierą można było ją kupić na allegro – wraz z Waszymi autografami. Chociaż słowo „można było” jest pewnym nadużyciem semantycznym. Płyt było 2000, rozeszły się w …
D: … błyskawicznym tempie
K: Z informacji które do mnie docierały, serwer Allegro się zapychał. Jak wszyscy w jednej chwili chcieli kupić płytę to był problem. Dużo ludzi miało pretensje o to, że nie mogą jej kupić. Wchodzą, chcą kupić, a tu się okazuje że już nie ma aukcji. Ale to jak ktoś się tak nastawiał to mógł się zdenerwować. Płyt nie zabraknie. Bardziej chętnych.
D: A jak zabraknie płyt, to je dorobimy.
Przyglądałem się tym aukcjom. Każda z nich nie trwała dłużej niż 2 minuty i pula znikała. D: No ja też. Śledziłem specjalnie o tej godzinie. Jeszcze jak na tych pierwszych aukcjach udawało mi się widzieć jak one szybko znikają szybko. Dwie ostatnie aukcje, to było; odświeżam, odświeżam, nie ma, nie ma, i … zakończona. Nawet nie udało mi się jej zobaczyć. Jak to robicie? Co takiego jest w Luxtorpedzie że przyciąga taką rzeszę fanów ?
D: To jest pytanie do naszych słuchaczy, luxforumowiczów. Trzeba by było ich zapytać dlaczego przychodzą na koncerty, dlaczego kupują płyty, dlaczego tak walczyli na allegro o te płyty, co takiego w tym widzą, że przychodzą. To pytanie jest często zadawane. My jesteśmy złym podmiotem do odpowiadania na takie pytania. A może po prostu fajne chłopaki z nas (śmiech)
K: Ja mogę tutaj starać się odpowiedzieć w jakiś sposób na to pytanie tak: Robert (Lica) jako lider robi wszystko żeby mieć z publicznością jak najlepszy kontakt i nie robi tego na siłę. On taki jest. On po koncertach zawsze do ludzi wychodzi, z ludźmi rozmawia. Z jego powodu ma takie, a nie inne zainteresowanie, z jego powodu ludzie do Luxtorpedy ciągną. Tak samo Drężmak, Drężmak robi dokładnie to samo co Lica.
D: A jeszcze Was czasami ciągam a wy oporni. Mówię że ludzie czekają, proszą …
K: Jakby to rozgryzać pod kątem mojej osoby, Krzyżyka czy Hansa, to my jesteśmy tacy wycofani. Ja np. nie mam odwagi za bardzo do ludzi wychodzić, bo nie wiem o czym miałbym z nimi rozmawiać, Jak już wyjdę to mogę autograf złożyć, ale tak żeby porozmawiać, to nie umiem. Jak jest grupa ludzi którą znam, o! np. LuxForum, to chętnie wyjdę, bo tu już wiem z kim rozmawiam i bardziej czuję się tak swojsko. Nie boję się. Ale jak mam wyjść do tłumu, jakiegoś który jest totalnie mi nieznany, to nie umiem. Wiem że przyszli na Luxtorpedę, i że w zasadzie nic mi nie grozi z ich strony, wręcz przeciwnie. Po prostu nie potrafię być taki otwarty na ogólnie pojęty tłum. A dlaczego ludzie do nas ciągną ? Trzeba by się ludzi pytać o co w tym chodzi. Wydaje mi się, że chodzi po prostu o muzykę. Ludzie przychodzą dla muzyki. Muzyki i tekstu. Widzą że to wszystko współgra i to o czym śpiewamy, to pod czym się podpisujemy to jest szczere. To o czym Robert z Hansem śpiewają to są tematy, które wałkujemy jadąc w trasie, o których rozmawiamy, dla nas są spójne, mamy podobne zdanie na ich temat. Zgadzamy się muzycznie, zgadzamy się tematycznie. Potem wychodzimy na scenę i i ludzie to widzą, to ludzie czują, że to jest prawdziwe. Być może to jest powodem tego, że ludzie chcą przychodzić na koncerty i kupić płytę.
Parę cyferek: Wasz fanpage na FB ma ponad 150 000 polubień, teledysk do piosenki „Autystyczny”: 6 000 000 odtworzeń na Youtubie, teledysk do piosenki Mambałaga po dwóch tygodniach od premiery miał 200 000 odtworzeń. Co czujecie patrząc na te liczby ?
D: To jest dużo. Ale to tak od samego początku strasznie rosło. Pamiętam, może już teraz nie aż tak, ale pamiętam jak te słupki na samiuśkim początku robiły na nas wrażenie. Jeszcze jak mieliśmy myspace’a. Założyliśmy stronę na myspace i obserwowaliśmy: 100 osób już to polubiło, sto następne. To był dla nas szok. Pamiętam że byliśmy tym bardzo zdziwieni. Wtedy to było widoczne, teraz już jw tym natłoku informacji o Luxtorpedzie, toto nie jest aż taki wzrost, to tak nie szokuje. Ale to bardzo pomaga, dodaje motywacji. Jak robisz coś w życiu i poświęcasz czas, to lubisz żeby to miało sens. Człowiek lubi widzieć sens jakiegoś działania. Luxtorpeda jest w bardzo komfortowej sytuacji jeżeli o to chodzi.
K: Trzeba mówić o ważnych rzeczach. Życie jest krótkie. Tak naprawdę nie wiadomo ile każdemu z nas jeszcze go zostało, bo tego nikt nie wie. Granie dla grania, śpiewanie dla śpiewania, tylko po to żeby ktoś Cię posłuchał i ewentualnie żeby się pobawić i wychlać przy tym browara, to strata czasu. Nie chcemy tracić czasu na bzdury. Chcemy śpiewać i mówić o ważnych rzeczach, nie o pierdołach. Nikt nie musi się z tym zgadzać, ale dla nas są to ważne rzeczy. Widać po tych liczbach że dużo ludzi podobnie myśli. Na pewno też wasze podejście do fanów w tym pomaga.
Wasz kontakt z publicznością jest niesamowity, wręcz wzorcowy. Inne zespoły mogą się od Was uczyć. Zawsze po koncertach podchodzicie, rozmawiacie z ludźmi. Rozmawialiśmy już dziś troszkę o tym zresztą . Jest też grupa ludzi, chociażby z LuxForum, która jeździ za Wami po całej Polsce.
D: No to są świry, jest paru takich świrów (śmiech) Gdziekolwiek jesteśmy, czy na południu, czy północy Polski, widać te same twarze. To jest niesamowite. Czym my się różnimy poza tym, że my stoimy na scenie i gramy? Przecież jesteśmy z tej samej gliny ulepieni, każdy z nas. To, że my akurat coś robimy, wykonujemy pewną pracę, na którą ludzie zwracają uwagę i im się to podoba, to nic nie znaczy. Tak samo żyjemy, tak samo mamy swoje problemy.
K: Mnie najbardziej cieszy, że potrafię zachować normalność. Jadę na koncert, jestem na koncercie, potem wracam do domu i jestem w domu. Nie lubię takich wahań, żeby przechodzić z jednego świata do drugiego. Dla mnie to wszystko jest jedno. Nie ma czegoś takiego że na koncertach jestem „gwiazdą” a w domu szara rzeczywistość. Dla mnie to jedno, moje życie. Nie ma czegoś takiego gdzie staje się kimś innym a przyjeżdżam do domu i jestem kimś innym. Ja dokładnie jestem taki sam w domu jak na scenie.
D: Tak jak na scenie zachowujesz się w domu ? (śmiech) K: Może inaczej. Jestem dokładnie taki sam w domu jak w garderobie po koncercie. To jest to samo życie. D: Mi, na początku mojego grania bardzo pomógł 2TM2,3. Jak zaczynaliśmy to dość mocno media się o nas rozpisywały. Dużo ludzi przychodziło na koncerty. To był czas kiedy wojsko o mnie się upomniało. Złożyłem podanie o zastępczą służbę i odrabiałem wojsko u mnie pod domem. W parafii kościół się budował. Byłem przy budowie jako pracownik gospodarczy. Robiłem wszystko. Zimą w kotłowni, wiosną na trawniku. Tutaj okna podokręcać, żarówki powymieniać. To co robiłem pomagało mi utrzymać trzeźwość umysłu. 2TM2,3 dawał spore koncerty wtedy. Pamiętam koncert w Krakowie. 10 000 ludzi. Pociągiem wróciłem do domu a rano chodziłem wokół kościoła i zbierałem śmieci. Moi koledzy często to widzieli. To była dla mnie równoważnia. To mi dużo dało. Z jednej strony stałeś przed chwilą na scenie, tłum przed tobą, a na drugi dzień chodzisz i śmieci zbierasz. A ja? jestem dokładnie tym samym Robertem, i tu się nic nie zmienia. To było moje życie wczoraj, to jest moje życie dzisiaj, ale to jest dokładnie to samo życie.
K: To jest bardzo ważne. Żeby nie odlecieć w te chmury, które są fałszywe.
D: Bo to jest groźne. Jak się odleci to potem jest trudno wrócić. Potem ludzie łapią się w tą pułapkę i próbują w tych chmurach tkwić. Dlatego też czasami są te kolorowe pisma, żeby gdzieś to podtrzymywać. A ten stan może skończyć bardzo szybko, tak samo jak się szybko się zaczął. Trzeba być na to gotowym.
Porozmawiajmy chwilkę o najnowszej płycie. Bardzo burzliwy przebieg miała realizacja tego albumu. Zmieniały się daty premiery, zmienił się tytuł.
D: To była chyba najdłuższa i najtrudniejsza sesja. Dwójka była nagrana najszybciej. Z Robakami to było tak, że dzień się skończył i już był utwór skończony, następny dzień i kolejny utwór skończony.
K: Też sama praca w studio była zupełnie inna. W Lubrzy w cztery dni nagraliśmy praktycznie cały podstawowy materiał.
D: Pierwsza płyta w Wiśle też, bardzo szybko poszła. Trzecia płyta to było takie męczenie. Naprawdę dużo tego męczenia. Ale chodziło o to, żeby dać jak najwięcej z siebie, żeby jak najlepiej to nagrać. A zmiany ? były i to sporo. W momencie jak już Lica miał wszystkie gitary ponagrywane, nagle chłopaki ze studia pokazali mu wzmacniacz Suhr’a i wszystkie gitary do wymazania i wszystko jeszcze raz nagrywaliśmy
K: Jeśli coś ma być dobre musi boleć. Coś co ma być dobre musi być okupione dużym trudem. W przypadku nagrywania płyt można mówić tylko o trudach. Siedzenie do 3 w nocy w studio, miksowanie. Płytę planowaliśmy wydać w listopadzie, nie wyszło. To też był duży trud.
D: Ciśnienie było potworne żeby sprostać tej dacie. Była już schiza, nerwówka. Ludzie którzy obserwują nasze filmiki z nagrywania tej płyty mają troszkę fałszywy obraz. My się na nich uśmiechamy, bawimy. Pewnie. To są takie fajne momenty pokazane, ale czasami też było trudno i iskrzyło.
K: Nie można zrobić czegoś co jest dobre, bez trudności. Nie ukrywam, że to kosztuje, nawet w takim ziemskim znaczeniu finansowym.
Płyta już w pudełku. Na pewno słuchaliście już tej ostatecznej, skończonej wersji krążka. Już w nim nic nie można zmienić. Już poszła do ludzi. Zadowoleni jesteście ? Coś byście zmienili, poprawili, dodali, odjęli ?
K: Nic bym tam nie dodał nic bym nie odjął. To jest dokładnie to.
D: Tam już było tyle zmienione… Można brnąć i brnąć w te zmiany. Ale nie! Ona została oddana do tłoczenia, okładka do drukowania. Jest tak jak jest. Z pewnymi błędami na okładce. Tak ma być, bo taka jest Luxtorpeda. My się też „nobody is perfect”
K: To już jest po prostu skończone dzieło.
D: Co ja powiedziałem przed chwilą ? co znaczy „nobody is perfect” ? K: Nie wiem co to znaczy
D: Chodziło mi o to, że nikt nie jest perfekcyjny.
K: Chyba o to Ci chodziło właśnie D: Aha, no, dokładnie tak. Ona jest żywa, okładka też jest żywa. Na okładce już wypatrzyli parę błędów. Gdzieś są jakieś literówki, coś się nie zgadza, ale to jest właśnie Luxtorpeda.
K: Ja powtórzę. Jestem mega zadowolony. Wiem ile trudności było przy tej płycie. Teraz jak widzę tą płytę już skończoną to jestem naprawdę zadowolony, szczęśliwy to nie, bo to są za mocne słowa, ale zadowolony jestem na 100%.
Macie jakiś swój ulubiony kawałek na tej płycie ?
D: Nieznajomy Nieobecny. Już w formie muzycznej jak go robiliśmy bardzo mi się podobał. Wpierw w Krakowie, potem w Lublinie. Pamiętam, że on miał być o przyjaźni. Kmieta rzucił taki pomysł o załoganctwie, o wspieraniu się. Ja gdzieś w międzyczasie oglądałem film o Rush, strasznie mnie to poruszyło. Do tego stopnia, że calutką dyskografię kupiłem Rush. Spodobał mi się ten pomysł. W tym filmie sporo było o wspieraniu jeden drugiego. Jak powstawał tekst o ojcu, to mnie nie było. Przy nagrywaniu wokali też. Jak mi Lica puścił to co nagrali z Hansem, to się po prostu poryczałem. Musiałem wyjść ze studia bo mi było głupio przy chłopakach. Każdy wers tej piosenki jest taki jakby Hans z Licą weszli bardzo głęboko w moje serce, bardzo głęboko w moje, strasznie trudne doświadczenia, które miałem w dzieciństwie i dokładnie to opisali wiedząc co ja czuję. To jest i muzycznie i tekstowo, prawda. Ale też mam kilka innych perełek na tej płycie które mi się bardzo podobają.
Kmieta, Tobie pewnie „Żiulepła”
K: „Żiulepła”, nie jest to mój faworyt. To jest utwór który sprawia mi dużo przyjemności, bo mogę sobie pograć takie rzeczy, których nie gram w innych utworach. To jest typowy utwór na podstawie basowej. A samo to „ziulepła” – bo o to pewnie pytasz – to wyszło spontanicznie. W kawałku były przerwy, trzeba było je jakoś zapełnić. No i pomyślałem „żiulepła”! To jest takie powiedzenie którym się posługuje często, jak coś miłego mnie spotka. Jakaś sytuacją, albo coś dobrego skosztuje to … ” „żiulepła” A tak naprawdę, ja się tym słowem tylko posługuje, nie ja je wymyśliłem. To jest słowo, które kiedyś mi wpadło w ucho, wszyscy o to pytają, to teraz dokładnie rozwinę: Kiedyś, będąc w wieku chyba 12 lat, chodziliśmy sobie w plenerze, po wałach kolejowych, gdzieś po lasach. Mieliśmy załogę. Trzech kolesi. Często śpiewaliśmy różne przeboje które nam po głowie chodziły. Kiedyś zaczęliśmy śpiewać jeden z kawałków The Rubbets. Jeden kumpel nie znał słów i posługiwał się słowami które częściowo zapamiętał, częściowo wymyślał swoje i je dodawał. Wychodziło to tak jak wychodziło. Raczej nijako. The Rubbets jest najbardziej znany z Sugar Baby Love, ale nie o ten mi chodzi. Chodzi mi o … (Kmieta nuci) A wychodziło to zupełnie inaczej niż w oryginale. Usłyszałem jak śpiewa (Kmieta nuci) „żiulepła” jakie „żiulepła”? Przecież tam nie ma żadnego „żiulepła”. No, ale on tak śpiewał. A oryginał to była taka przesłodzona linia melodyczna i perkusista ze słodkim nienaturalnym, uśmiechem. To wszystko takie totalnie nienaturalne. Badziew na maksa. I to „żiulepła” to był dla mnie taki cukierek i tak mi się kojarzy. Jak są sytuację które mnie wzruszają, to se mówię „żiulepła” Tytuł roboczy tego kawałka bez wokali brzmiał „Wysoki Kanion”. Hans z Licą zaczeli w nim śpiewać o miłości. Tam w zasadzie ani razu nie pojawia się słowo miłość. Cały patent polega na tym, że śpiewa się o miłości posługując się słowami które tego nie zdradzają. Aczkolwiek jak się wsłuchać w tekst to można wywnioskować. Trzeba było zapełnić dziurę, to ja, dla jaj, powiedziałem: „Ona jest jak żiulepła” no i to się przyjęło. Podobnie zresztą jak Hans po zaśpiewaniu Hipokrytesa zacytował wierszyk który stał się tytułem płyty. Ja już wcześniej ten wierszyk gdzieś słyszałem, ale jak Hans to powiedział to mi się spodobało. Cukrowe – fakt. Buraki – też fakt. Żaden tam pierwiastek z pięciu! Jak Lica zadzwonił i stwierdził że zmieniamy tytuł z „pierwiastka” na „buraki” to od razu wiedziałem że to będzie lepsze. „Pierwiastek z pięciu – taaa cwaniaki… Buraki dużo bardziej do nas pasuje. D: Ja mam przecież prorocze zdjęcie z przed lat. Święto buraka i kukurydzy i ja i Kmieta. Kmieta pokazuje że on jest burak, ja jestem kukurydza. Muszę znaleźć w czeluściach, gdzieś to wrzucę, na forum może. Żiulepła – to teraz już wszystko wiadomo.
A wiecie, że ludzie szukają w tym jakiegoś sensu ?
D: Tak, już ktoś tam pytał „pani” od francuskiego, ona tłumaczyła, że nie ma takich słów.
K: Świetnie to oddał Wujaszek w rysunku co się pojawił „Mogę dać browara za tablicę i żule pa!” genialnie to zrobił, taka gra słów. Kontynuując, to nie jest mój faworyt na płycie. Pytałeś o faworyta. Ja bardzo lubię Pustą Studnię. Często widzę siebie w tym utworze. Miałem sytuacje gdzie brakowało mi prawdziwej wody . Robert (Drężmak) mówi o ojcu, on miał taką sytuację, ja nie. Jak gramy ten utwór o ojcu, to ja sobie tak myślę: Boże przecież to nie Ja „wybaczam Ci wszystko” tylko Ty„wybaczasz mi wszystko”. Ja byłem takim gnojkiem, że rodzicom dawałem popalić. Ojciec miał mi co wybaczać.
Kiedy nowa trasa?
D: Teraz będą juwenalia, plenerowe festiwale, więc to nie będzie taka stricte nasza trasa. Zazwyczaj na takich dużych imprezach nawet nie możemy sobie pograć za bardzo. Dostajemy godzinę na granie, czasem 1,5. Trasę taką naszą, klubową planujemy na jesień. Nasz Tomek – menadżer, już działa. Planujemy jesienią część pierwszą, a luty część drugą. Wtedy będzie takie granie jak lubimy. W klubach, gdzie gra się bardzo blisko drugiego człowieka. Duże koncerty są fajne, ale… Widzisz przed sobą morze głów, i jest trochę anonimowo. Takie granie w klubie jest bardzo fajne, bezpośrednie. Osobiste.
Pytania mi się skończyły. Więc to jest ten moment kiedy możecie powiedzieć coś od siebie, możecie kogoś pozdrowić. I tak minęło grubo ponad godzinę. Nie spodziewałem się, że tyle nam zajmie ten wywiad.
K: Ja się bardzo źle czuje jak ktoś mi każe kogoś pozdrawiać, bo kogokolwiek bym pozdrowił to wiem, że zaraz zanim stoi szereg ludzi którzy mogą czuć się pominięci a których chętnie też bym pozdrowił.
Pozdrawiamy wszystkich !
K: Wszystkiego dobrego!
D: Ja się bardzo cieszę, że jesteśmy w tym miejscu w którym jesteśmy. Że dane mi być z tymi ludźmi z jakimi jestem. Bardzo się Cieszę, że wy wszyscy jesteście. Wy którzy słuchacie Luxtporpedy, którzy przychodzicie na te nasze koncerty, którzy nas wspieracie.
K: o! to ja się pod tym podpisuje
D: Dla mnie jest to takie święto, które ciągle trwa i za to jestem wdzięczny. Za to, że możemy mieć na chleb, za to, że kupujecie nasze bilety na koncerty, za to, że moje marzenie się spełnia. To jest największe szczęście w życiu człowieka, że mogę spełniać swoje marzenia pracują. Życzę tego z całego serca każdemu, bo to jest ogromna satysfakcja. I tyla!
Dzięki wielkie chłopaki!
artykuł opublikowany na wiadomosci24.pl