Po prawie dwóch latach przerwy, za namową Piotra Bętkowskiego wystartowałem w sobotnim biegu nad Rusałką (bieg terenowy na 5 km). Bieganie nad Rusałką zaczeło się od Grand Prix Poznania, przemianowane z czasem na bieg ogólnopolski zBiegiem Natury . Przyznaję, właśnie to przemianowanie świetnej studenckiej inicjatywy w bieg komercyjny, najbardziej mi się nie podobało i zniechęciło do tej imprezy.

zBiegiem Natury zniknął z mapy polskich biegów tak szybko jak się pojawił. Jego miejsce zajął City Trial. Bieg rozgrywany podobnie jak zBiegiem Natury w wielu miastach Polski. To, co mnie najbardziej przerażało w zmianach które się dokonały, to to, że za skomercjalizowaniem biegu nad Rusałką szła ilość zawodników w nim startujących. O ile przy 400 czy 500 zawodnikach był już tłok, ale dało się biec, o tyle nie wyobrażałem sobie, jak może wyglądać taki bieg, na wąskich ścieżkach dla tysiąca i więcej osób. Bieganie jest coraz bardziej popularne, te liczby stały się faktem.

Piątkowo-wieczorna wizyta w sklepie znanej sieci, skutkowała zapełnieniem lodówki w piwo i niespodziewanym spotkaniem Piotra Bętkowskiego. Chwila na krótką pogawędkę spotkanych „po latach” znajomych i moja przez przypadek wypowiedziana deklaracja. „No dobra będę!” Trudno, obiecałem to musiałem się zjawić. Mimo że wcale mi się nie chciało, zameldowałem się w sobotni poranek nad Rusałką.

Biuro Zawodów: Już biegnąc po odbiór numeru minąłem Piotra który krzykiem „spóźniłeś się!” spowodował że mój bieg do Biura Zawodów zamienił się z delikatnej rozgrzewki w sprint. W biurze zaskoczenie, zero kolejki. Wrzuciłem to na karb mojego spóźnienia. Później dowiedziałem się, że w momencie maksymalnego obciążenia biura, kolejka sięgała maksymalnie 10 osób. – brawo!

Strefy Startu: Już z numerem przemieściłem się (sprintem) w miejsce startu. Tu kolejne zaskoczenie – po pierwsze start był przesunięty w porównaniu do startu z czasów Grand Prix. Powodowało to przedłużenie prostej przed pierwszym skrętem. Mała zmiana, duży komfort. Po drugie: strefy startu. Bardzo wyraźnie oznaczone strefy dla biegaczy o różnych ambicjach i możliwościach. Świetny pomysł – pomyślałem i ustawiłem się grzecznie w strefie 25-28 minut. Wiedziałem że dziś tylko taki czas jest w moim zasięgu.

Start:  Kolejne zaskoczenie. Po sygnale startu ruszyła tylko pierwsza 50tka biegaczy. Oni mieli liczony czas  brutto. Reszta, ruszała z pewnym opóźnieniem. Każda strefa oddzielnie. Dla nich czasem oficialnym był czas netto. Proste, a jakże praktyczne rozwiązanie! Dlatego mimo prawie tysiąca biegaczy nie było tłoku na trasie. Trzeba tu pochwalić zarówno organizatorów, dzielnie pilnujących stref, jak i biegaczy,  którzy w zdecydowanej więkoszości, karnie stali w swojej strefie i czekali na sygnał do startu.

Biegłem zgodnie ze swoim założeniem. Biegło się dobrze, chociaż mocny wiatr i kiepska, mokra nawierzchnia dawała się we znaki. Nie wziałem butów trialowych, to był błąd. Czułem że nogi mi uciekają. Efektem o którym dowiem się dwa dni później , była kontuzja ścięgna Achilesa, która na prawie dwa tygodnie przerwała moje przygotowania do maratonu w Krakowie.

Meta: Na metę wpadłem w sporej grupie biegaczy, mimo tego nie było z tym żadnego problemu. Przeniesiony start skutował przeniesienem mety., która w City Trial jest szeroka praktycznie tak samo jak w dużych biegach ulicznych. Mimo złych warunków uzyskałem wg mnie dobry wynik. 26:56. Na tą chwilę, na te warunki, to dokładnie to, czego mogłem się spodziewać.

Podsumowując, było niby tak samo, a jednak po prostu lepiej.  City Trial to już nie ten sam bieg co Grand Prix Poznania. Tamten był tworzony przez pasjonatów bez zaplecza i trochę na kolanie.  City Trial to bieg tworzony przez pasjonatów w sposób pełni profesjonalny. Jestem, zupełnie poważnie i obiektywnie, pod wrażeniem.

Ja pewnie będę dalej w soboty biegał Parkrun – kwestia przyzwyczajenia, ale szczerze polecam każdemu ten bieg, no i obiecuję, że od czasu do czasu znów tam zawitam

10868118_794774563920989_5137202063580566303_n